-
-
Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
caninha > 17-02-2007, 22:10
Siemankoo! 8)
Oto przedstawiam Państwu "Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach" - czyli jak "spadłam z konia" w Wielkiej Brytanii....
Z Polski wylecialam 6 grudnia, ale Mikolaja jadacego zaprzegiem na niebosach nie dostrzeglam :wink: . Podroz mialam swietna (troche sie stresowalam, bo juz daaawno nie lecialam samolotem) i poznalam dwie sympatycznie dziewczyny w samolocie. Mielismy kilka razu turbulencje, i to nawet duze, ale w koncu szczesliwie wyladowalam w Liverpoolu. Stamtad odebrala mnie moja nowa rodzina. Pojechalismy do ich domu slicznym Jeep'em Grand Cherokee!!! Oprowadzili mnie po domu i pokazali pokoj na drugim pietrze z pieknym widokiem na Manchester. Potem juz nie bylo tak pieknie...
Dzien zaczynalam o 7.00 a konczylam przewaznie o 23.00, czasami nawet pozniej. Pierwsze co robilam to sniadanie dla Kfir'a (chlopak,5 lat), potem szlam go obudzic, on schodzil na dol, a ja w tym czasie musialam przewinac dwoje dzieci (Eden-dziewczynka 2,5 i Nimrod-chlopczyk 1,5), po czym zejsc na dol i przygotowac im mleko w butelce. Eden prawie codzinenie zanim zdazylam wejsc do ich pokoju wywalala wszystko z szafy, takze mialam dodatkowa robote. Kiedy Kfir konczyl sniadanie(codziennie to samo do jedzenia), trzeba bylo go ubrac w szkolny mundurek wyprasowany dzien wczesniej i zaprowadzic do szkoly odleglej o jakies 2 km, czyli co najmiej 20 min drogi w jedna strone (z powrotem mialam pod gorke). Po powrocie robilam sniadanie dla Eden i Nimrod'a, z tym ze na koniec wszystko i tak ladowalo na podlodze. Nastepnie rutyna, czyli wyciaganie i wycieranie naczyn ze zmywarki, sprzatanie kuchni i duzego pokoju w ktorym jadly dzieci. Potem sprzatanie pokoi dzieci i pokoju rodzicow (tzw. 'tidy up') co polegalo na sciagnieciu poscieli i przescieradla i schowaniu do szuflady, po czym ulozenie wg SCISLE OKRESLONYCH REGUL poduch, poduszek i poduszeczek na lozkach. Najgorszy byl pokoj rodzicow bo tam musialam robic wszystko od linijki (idealnie rowna posciel, idealnie ulozone poduszki pod katem 90 stopni, idealnie odsloniete zaslony i podniesione atlasowe rolety (bez zagniecen!), oraz pozbieranie porozrzucanych po pokoju rzeczy i ubran). Raz w tygodniu trzeba bylo 'total clean up' ich pokoj, czyli scieranie kurzy z szafek, mycie trzech luster i trzech wielkich zdjec oprawionych w drogie ramy z podswietleniem, wiszace na scianie, odkurzanie pokoju, materaca, zaslon przy oknie, jak i 4 zaslon przy lozku z baldachimem oraz oparcia przy lozku itp. Moja Host powiedziala mi ktoregos dnia, ze to dlatego to wszystko bo ona jest uczulona na kurz, a poza tym chce zeby wszystko w jej pokoju wygladalo jak w hotelu. 8O Powiedziala mi tez kiedys rano, ze miala okropna noc i nie mogla spac bo nie miala swoich 3 satynowych poduszek + jednej pod nogi, tylko 2.
Potem schodzilam na dol do piwnicy i prasowalam stosy ubran (dzieci mogly miec na sobie pizame najwyzej przez dwie noce, mundurek byl codziennie dawany do brudow (co z tego ze czysty) a posciel wszystkich domowanikow prana raz w tygodniu). Nastepnie, zaleznie od rozkladu dnia: mycie dwoch lazienek na gorze (Kfir mial swoja lazienke w pokoju, rodzice - swoja) i jednej na dole, sprzatanie biura ojca, znajdujecego sie w oddzielnym domku na ogrodzie, mycie podlog, klamek, drzwi, krzesel i co tam jeszcze mozna wymyc. Do wszystkiego naturalnie byly oddzielne sciereczki i detergenty (a sprobuj sie pomylic!). Codziennie trzeba bylo odkurzac caly dom, robic pranie, rozwieszac je i prasowac juz suche. Nie zapominajmy tez, ze przez ten caly czas dzieci 'byly na wolnosci', a babka nie zwracala na nie uwagi (caly dzien siedziala w domu). Tak wiec dochodzilo jeszcze przewijanie najmlodszych, przygotowywanie posilkow i karmienie, sprzatanie na biezaco po nich, kladzenie codziennie ok.12 Eden i Nimrod'a spac + mleko dla obojga, odbieranie Kfir'a ze szkoly i codzienna kapiel wszystkich dzieci, razem z myciem im wlosow.
Eden miala pokoj razem z Nimrod'em i byl to pokoj ksiezniczki. Caly rozowy, z mnostwem porcelanowych lalek na polkach i wiszacych pod sufitem, lozko z baldachimem oraz plazmowy telewizor z odtwarzaczem DVD i VHS. Zadnej z zabawek nie wolno bylo jej dotykac. Zreszta tak samo jak samych dzieci, a bylo to tylez bardziej uciazliwe, ze byly one wcielonymi diablami (no moze oprocz Nimrod'a) i robily wszystko co im sie podobalo. Wychowanie ich przez matke sprowadzalo sie do samych prosb, jak np. 'Eden,PROSZE,nie ciagnij mnie za wlosy, PROSZE nie bij mnie, PROSZE nie gryz, PROSZE nie kop, PROSZE nie wrzeszcz, PROSZE chodz tutaj, PROSZE nie idz tam, PROSZE nie niszcz...' itd. Dzieci mialy oczywiscie matke gleboko w powazaniu, jak i mnie rowniez. Nawet glosu nie moglam na nich podniesc, tak wiec bachorki pozostawily mi na ciele kilka pamiatek...
Tak samo Kfir mial w swoim pokoju plazmowy TV z DVD i VHS oraz wlasna lazienke. Ja swoj pokoj widzialam 2 razy dziennie - kiedy wstawalam i kiedy szlam spac. Poza tym okazalo sie, ze kaloryfer jest zakrecony i zadnymi silami, nawet obcegami, nie dalo sie go odkrecic, tak wiec mialam tam wlasna, mini Grenlandie. Na tylku siadalam 2 razy dziennie - na sniadanie, po powrocie ze szkoly Kfir'a i na czas kolacji ok.20. Jedzenie jest tam dokladnie tak samo obrzydliwe jak to wszyscy opowiadaja. Wszystko na plastikowych tackach, gotowych do podgrzania w mikrofalowce. Owoce i warzywa tez pakowane na tacki, zawsze stare, pomarszczone i prawie bez smaku. Zazwyczaj dzien konczylam po posprzataniu ze stolu po kolacji, wlaczeniu zmywarki (naczynia musialy byc wczesniej wymyte sama woda, garnki-woda z plynem) i posprzataniu kuchni, czyli kladlam sie lozka ok.23.30-24.00.
Teraz policz sobie ile dostawalam za godzine mojej pracy: ok.15 godzin dziennie non stop, 6-7 dni w tygodniu, tygodniowka wyplacana w nd - 80 funtow. Malo emocji? No to idziemy dalej...
Po pierwszym tygodniu, w pon, weszlam na gg zeby porozmawiac z rodzicami i opowiedziec im o wszystkim. Moj ojciec sie strasznie wkurzyl i powiedzial, ze we wt z samego rana zadzwoni do agencji w Polsce i...wiadomo, nawtyka im. We wt zadzwonila do mnie babka z agencji na domowy numer i powiedziala, ze tak dalej nie moze byc, ze to jest wykorzystywanie mnie, i ze znalazla dla mnie nowa rodzine, i jezeli tylko chce, moge sie przenisc do nich, ale trzeba to jakos tak zorganizowac, zeby ta matka nie wiedziala o niczym do czasu mojego odejscia. Polecila mi kupic karte z ang numerem do komorki, zebysmy sie mogly spokojnie kontaktowac. Tego dnia juz nie zdazylam tego zrobic, ale nastepnego poszlam do sklepu, gdzie facet kazal mi zostawic komorke na jeden dzien zeby mogl mi zdjac sim locka, bo zadna angielska karta nie dzialala u mnie. Nastepnego dnia rano(czwartek) zadzwonila babka z agencji do domu (tego w Anglii) i powiedziala, zebym dzisiaj symulowala jakas chorobe, zebym nie musiala pracowac i zebym nie mowila tej matce, ze to z agencji dzwonili, zeby nie nabrala podejrzen. Kazala mi tez wymyslic historie np. o kolezence z Londynu, ze to ona do mnie dzwonila. Potem musialam wymusic na mojej Host pozwolenie na wyjscie z domu na 10 min, zeby odebrac komorke i nowa karte. Po powrocie powiedzialam tej matce, ze sie strasznie zle czuje, ze dostalam okres i ze mnie boli brzuch i poszlam na gore do swojego pokoju. Za chwile ona mnie zawolala, zebym zeszla na dol, bo 'MAMY (ona nie sprzatala kompletnie nic!) duzo do zrobienia przed swietami'. Nie odpowiedzialam, jak kazala mi babka z agencji i udawalam ze spie. Wtedy ona weszla do mnie na gore i sila sciagnela mnie z lozka. Powiedziala, ze ona tez tak ma, ale nie moge z tego powodu przestac sprzatac, bo do swiat tylko 3 dni, i ze jak chce to ona moze mi dac jakies bardzo mocne lakarstwo na to, ale mam zejsc natychmist na dol i bez wzgledu na wszystko, zabrac sie do roboty. Na dole zapytala mnie co sie dzieje, bo ona nie wierzy w moja historyjke o kolezance z Londynu i wie ze to byla babka z agencji. Zaczela do mnie krzyczec dlaczego ja oklamalam i czy zamierzam jej pomoc przy sprzataniu ('pomoc'-dobre sobie...). Wtedy jej powiedzialam (tak jak mi kazali z agencji), ze ja mam w umowie tylko 25-30 godzin pracy w tygodniu za minimalna stawke 55 funtow, z wolna sb i nd, a nie 15h dziennie, i ze do za duzo dla mnie, ale moge pracowac przez 8-10 nawet 12 godzin dziennie, z racji tego ze zblizaja sie swieta i jest wiecej pracy. Wtedy ona mnie zapytala (wrzeszczac oczywiscie) czy zamierzam u niej pracowac tyle ile ona chce, czy wogole. Kiedy moje dalsze proby zalagodzenia sytuacji sie nie powiodly, a host nawet nie probowala sie opanowac, powiedzialam w koncu, ze w takim razie wogole. Wtedy ona kazala mi pojsc na gore i sie spakowac, bo 'to nie jest hotel i mam sie wyniesc z jej domu do 12.00'(wtedy bylo jakos tak kolo 11.30). No to poszlam na gore, spakowalam sie, moje bagaze zniosl facet ktory w tym czasie cos tam jej naprawial w domu, i zapytalam czy w takim razie moze mi zaplacic za te dni od pon do czw, a ona na to ze NIE! No to jej powiedzialam, ze bedzie miala duze problemy i postraszylam ja policja, jezeli nie zaplaci. Nie zaplacila i sila wyrzucila mnie za prog. Ten pracownik wzial moje torby do swojego samochodu i zawiozl mnie na stacje kolejowa. Po drodze powiedzial, ze jak skonczy u niej prace, to moze mnie zabrac do nowej rodziny (ktora znalazla dla mnie w czasie tej calej porannej awantury, polska agencja!) bo chociaz to nie po drodze do jego domu, to nie moze mnie tak z czystym sumieniem zostawic na ulicy, ale zebym nic nie mowila tej babce, bo nie chce stracic pracy u niej.
Zostawil mnie na tej stacji ok. 12.30. Przez pierwsze 3 godziny siedzialam tak w poczekalni i zamarzalam, az w koncu zapytalam kasjera (taki starszy, siwy pan) czy ma moze goroca herbate i, ze moge mu zaplacic. On powiedzial ze nie ma problemu i ze nie musze placic. Potem przyniosl mi jeszcze butelke z goraca woda, zebym sie ogrzala, zaproponowal mi goraca zupe, a na koniec zaprosil do srodka, do ogrzewanego pomieszczenia. Byl bardzo mily, rozmawial ze mna i ciagle pytal czy moze mi jakos pomoc. O 17 przyjechal ten pracownik i zawiozl mnie do domu nowej rodziny.
Rodzicow z dwojka dzieci wprawdzie nie bylo, ale byla ich najstarsza corka Laura (21 lat), ktora pokazala mi dom i moj nowy pokoj. Ona musiala za pol godz wyjsc, wiec na wieczor zostalam sama. To nie byl dom - to byl PALAC!!! 10 pokoi, 3 lazienki, 6 telewizorow, 1 kominek i 3 wielkie akwaria z zolwiami morskimi i egzotycznymi rybami. Do tego 3 komputery i ogromny ogrod. Kiedy rozmawialam przez tel z moja nowa host i opowiadalam jej co sie stalo, ona nazwala ta babe 'bitch'Najsmieszniej bylo jeszcze kiedy o 3 w nocy obudzilo mnie pukanie do moich drzwi, a kiedy je otworzylam, zobaczylam jakiegos 'troche' podpitego kolesia w garniaku, ktory przedstawil sie, przeprosil ze mnie obudzil i zapytal czy mam jakies fajki bo mu sie strasznie jarac chce Okazalo sie, ze to byl jeden z 3 kolegow, ktorych Laura przyprowadzila po imprezie do domu. Jeden z nich spal niezywy na kanapie w duzym pokoju, a dwoch probowalo przez caly czas zlapac pion. Kolesie okazali sie spoko, pogadalismy razem i wypilismy zdrowie wszystkich au-pair! :very happy: O 4.30 wrocilam do swojego lozka i spalam w nim do 10 rano. Rano ogladnelam sobie 2 filmy i zjadlam iscie krolewskie sniadanie. Pelen luz
Kiedy w sb wieczorem poznalam nowa rodzine, to myslalam ze mi serce wystrzeli z piersi, a oni zdawali sie wogole nie przejmowac tym wszystkim. Znaczy sie powiedzieli "Hi; Hello; Hello; Hi; Nice to meet You" Koniec. I porozchodzili sie do swoim pokoi :/ Jednak nastepnego dnia wszystko sie wyjasnilo: oni po prostu byli wczoraj strasznie padnieci, bo wrocili z nart. Rodzinka okazala sie spoko. Ogolem skladala sie z 5 osob: Suzanne-matka, Rupert-ojciec i ich 3 dzieci: Laura(dziewczyna,21), Jamie(chlopak,17) i Max(chlopak,12). Miasteczko nazywalo sie Knutsford (kto chce sobie poszuka na mapie). Spedzilam z nimi Swieta, dostalam nawet maly podarunek (pudelko wykwintnych czekoladek i sliczny dlugopis), oni zas ode mnie kartke z zyczeniami i podziekowaniami. Oni obchodza wszystko zupelnie inaczej niz my (znaczy sie w Polsce) wiec co chwile cos innego mnie szokowalo, jak np.nie maja Wigilii,prezenty otwieraja nastepnego dnia rano,na obiad wielki indyk(czy tam kurczak-co kto woli) no i prawie wszystko (oprocz ciasta sedziwej juz babci) wyciagane z plastikowych torebek, odgrzewane w mikrofalowce albo w piekarniku itp. No i na pewno nikt tam nie zawraca sobie glowy liczeniem do dwunastu wszystkich swiatecznych potraw - o karpiku nie wspominajac
Sylwester mialam troche ubogi (jak na moje standardy 8) ), bo Suzanne i Rupert robili w domu przyjecie dla 14 doroslych i 10 dzieciakow. Oczywiscie Au-Pair nie moglo na nim zabraknac... :?
Tak wiec zabawe zaczelam o godz. 20 od wypicia duszkiem pierwszej szklanki z woda (to nie literowka!). Do 1 w nocy musialam siedziec w pokoju w ktorym aktualnie przybawala gromadka okropnie rozwrzeszczanych i rozpieszczonych bachorow. Potem oczywiscie po uzyskaniu przyzwolenia popedzilam na impreze do kolezanki polki i jej znajomych, ktora odbywala sie w ich sluzbowym mieszkanku. Naturalnie wszyscy byli juz tak zrobieni w trupa, ze glupio mi bylo odstawac od reszty, wiec postanowailam szybko nadrobic stratyImpreza skonczyla sie o 7 rano, o 10.30 wrocilam do domu. Nie powiem zebym wygladala wtedy kwitnaco...Od tego dnia imprezy odbywaly sie codziennie, a konczyly ok.2-4 w nocy (w sumie to nad ranem). Prace zaczynalam od 8/9 rano do 12/13, potem mialam przerwe i znowu od ok.16 do 18. O 18.05 naturalnie wychodzilam juz na impreze Babka sie czasami burala o to ze codziennie wychodze (no chyba po calym dniu zapier... moge wyjsc na noc, nie?), i ze tak pozno wracam, i ze nastepnego dnia jestem niezywa, i ze spie w czasie przerwy (a co ja obchodzi co robie w czasie swojej przerwy) itd...ale wszystko na poziomie, kulturalnie zwracala tylko uwage, wiec nie przejmowalam sie tym zbytnio Robota nie byla ciezka, tylko nie moglam zrozumiec dlaczego mam myc codziennie podlogi w pokojach, do ktorych nikt nawet nie zaglada, albo ogolnie sprzatac tam gdzie jest czysto O_o' Ale robilam swoje bo babka trzymala sie godzin i dobrze placila (a propo-tamtych pieniedzy nie udalo sie do tej pory odzyskac ).
Nadchodzil jednak Wielkimi Krokami 10 stycznia, czyli dzien powrotu ich stalej au-pair, wiec trzeba bylo znalezc mi jakas rodzine. Znalazly sie dwie chetne, z czego jedna zrezygnowala, bo wybrala juz sobie jakas dziewczyne do pomocy. Spotkalam sie wiec z ta druga rodzina,ktorej czlonkowie, jak sie okazalo, pochodzili z Afryki, no i, zeby to jakos ladnie ujac, byli innego koloru skory (dobrze, ze nie jestem rasistka) Po spotkaniu, dowiedzialam sie, ze nie sa mna specjalnie zainteresowani, bo "nie wykazalam inicjatywy podczas wizyty". Znaczy sie nie skakalam przed dzieckiem jak malpka, kiedy ono ogladalo bajke, ani nie zadawalam mnostwa pytan, jak chocby: "A ten wasz kraj, Zimbabwe, to gdzies na Koncu Swiata lezy czy jeszcze dalej???" :? Bylam zalamana, bo Suzanne powiedziala mi, ze jezeli oni sie na mnie w koncu nie zdecyduja, to "Bye, Bye Marta! Wracasz do Polski"... Jednak los sie do mnie usmiechnal i rodzinka wyslala maila z potwierdzeniem, ze mnie biora. Przyjechali po mnie w niedziele i zabrali do swojego domu, ktory od tego momentu mial sie stac rowniez i moim drugim domem.
Po przyjezdzie do nowego domu (trzecia przeprowadzka w ciagu miesiaca) zostalam oprowadzona po wszystkich pokojach. Domek jest nieduzy, nie taki jak poprzednie palace wiec luksusow nie mam, ale nie jest tak zlePrzynajmniej nie ma duzo sprzatania
A wracajac do rodzinki, to sklada sie na nia troje osob: Chipo (matka), Gondai (ojciec) i Panashe (dzieciak). Tak sie pewnego razu zaczelam zastanawiac ile to oni moga miec lat (znaczy rodzice, bo dzieciak ma 4). I tak sie jakos zlozylo, ze tego samego dnia gadalam sobie z Gondai'em i zeszlo na temat wieku wlasnie. Zapytal mnie, jak mysle, ile on i Chipo maja lat. No to mowie, ze oboje wygladaja na takich kolo 30. I w tej chwili on sie zaczal smiac i mowi, ze to bardzo mily komplementNo i kazal mi zgadywac. Okazalo sie, ze on ma 39, a ona 33! No czegos takiego sie nie spodziewalam Zeby dac komus prawie 10 lat mniej...hehe No ale sami sprobojcie kiedys, jak bedziecie mieli okazje, ocenic ile lat ma Murzyn. Nie idzie.... Zreszta oprocz uwarunkowan genetycznych, oni prowadza bardzo zdrowy tryb zycia. Chodza na silownie i fitness raz w tygodniu, Gondai cwiczy karate od 5 lat, nie jedza fast foodow, tylko owoce, warzywka, pija duzo wody i takie tam.
Co do moich codziennych obowiazkow, to jest to zaprowadzanie Panashe o 8.30 do szkoly (prace zaczynam o 7.30) i odbieranie go o 11.30.
Tak wiec o 7.30 budze chlopaka i ide mu robic sniadanie. W czasie kiedy on je, ja sciele jego lozko, uprzatam troszke kuchnie i jezeli sa, a sa bardzo rzadko, wyciagam naczynia ze zmywarki. Przez reszte czasu cos tam sie krzatam zeby nie bylo, ze len jestem :wink: Do szkoly nie dosc ze mam po gorke, to jeszcze w yard'ach. W domu jestem ok. 9 i do 11.30 jestem wolna. O tej godzinie wychodze z domu odebrac dzieciaka ze szkoly. Kiedy jestesmy z powrotem, robie mu cos na lunch i on idzie sie bawic. Ja (zalezy od rozkladu jazdy) myje wtedy 2 lazienki/zamiatam i odkurzam/wycieram kurze/robie pranie/myje podloge w kuchni itp. Zeby nie bylo - to jest lista obowiazkow na caly tydzien! Ja mam do zrobienia codziennie tylko pare z tych rzeczy + uprzatanie takich pomieszczen jak Playing Room, Kitchen, Panashe's Bedroom.
Ok.16 zaczynam cos gotowac na obiad dla malego i czasami dla siebie. O 17.30 wracaja z pracy rodzice i wtedy gotuja normalny obiad (wlasciwie to obiado-kolacje, bo jemy o 20) a ja mam juz wolne. Ogolem nie mam prawie nic do roboty, a jak jeszcze by porownac to z moimi poprzednimi domami to juz wogole jakbym sie obijala przez caly dzien, hehe
Problem jedynie w tym, ze mam placone za 5 godz. dziennie, a skoro zaczynam prace o 7.30 to 5 godzin mojej pracy uplywa o 15, a prawda jest taka, ze musze siedziec w domu do 17.30/18 az moja host wroci z pracy. Czyli za ok.3 godziny mam nie placone :? Myslalam, ze babka sama w koncu dojdzie do wniosku, ze tak nie mozna, ale ona tylko siedzi cicho jak mysz pod miotla i liczy, ze ja nic nie powiem na ten temat. Tyle ze sie w koncu przeliczy, bo ja juz nie zamierzam dluzej tego tolerowac i jutro (zeby nie bylo, dopiero po wyplacie, hehe) powiem im co i jak :evil: .
Trzymajcie za mnie kciuki !!!
Pozdrawiam -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
Yoanna > 18-02-2007, 0:04
o kurcze, niezle mialas te przygody ;/
pogadaj z rodzinka, ile ci oni teraz placa? minimum? -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
caninha > 18-02-2007, 0:23
60 funciakow :? malo, ale wielkiego wyboru nie mialam.... :? -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
Gość > 18-02-2007, 13:14
Licze sobie i troche wiecej mi wychodzi niz 5 godzin dziennie, wiec trzeba pogadac koniecznie!
No ale od poczatku - witam na forum!Szalenie milo jest zobaczyc tu kogos nowego, kto sie do pisania zabiera i to w ladny sposob, szkoda jednak ze przez to wszystko musialas jak do tej pory przejsc Az dziw bierze, ze jeszcze nie zrezygnowalas, ale dzielna z Ciebie dziewczyna w takim razie, poradzisz sobie
Historie z tymi dwoma rodzinami poprzednimi czytalam z zapartym tchem, przede wszystkim tej pierwszej. Zastanawia mnie to juz od lat - gdzie ci ludzie maja wyobraznie? Mam nadzieje - powaznie mowie - ze im sie noga podwinie kiedys i ze dostana za swoje, bo przeciez nie mozna tak traktowac drugiego czlowieka!
Caninha, a moze poszukaj na necie jakiejs nowej rodziny co bedzie placic wiecej - na przyklad jakas extra kase za dodatkowe rzeczy... Agencja zachowala sie wyjatkowo fair, ale jednak przez net wiekszy wybor jest i moze mialabys szanse na te same godziny pracy a mimo wszystko wieksza zaplate...
Trzymaj sie tam! -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
risette1 > 18-02-2007, 15:15
Och Boze...Calkiem niefajnie...Od pewnego momentu musialam twoja historie tlumaczyc na angielski, aby moj chlopak zrozumial...i oboje zastanawiamy sie czy walczysz o te pieniadze u tej "beach"...(ech, to tylko cytacik) Zeby jej przysporzyc troche komplikacji...ja walczylabym nawet o 2 zlote tylko zeby udowodnic jej, ze z Polkami nie ma co zadzierac. :wink: Latwo jest tez powiedziec, zeby isc na policje w innym kraju...Ale moze satysfakcja wynagrodzila by ci ten trud.
Gratuluje wytrwalosci, trzymaj sie dzielnie...i pisz. A rada Emi mogla by byc calkiem owocna w skutkach...ale to juz tylko od ciebie zalezy...Mozesz poszukac rodzinki w necie i potem skontaktowac ja z twoja agencja... -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
oliwka911gt > 18-02-2007, 22:14
[quote name="risette1"]i oboje zastanawiamy sie czy walczysz o te pieniadze u tej "beach"...(ech, to tylko cytacik) [/quote]
plazy?? :lol:
chyba bitch :twisted: -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
Gość > 19-02-2007, 13:09
pewnie dlatego w cudzyslowiu, oli -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
caninha > 19-02-2007, 14:12
A więc!
Zdobyłam sie w końcu na odwage i pogadałam wczoraj z rodzink?, w sprawie moich notorycznych i bezpłatnych nadgodzin. Babka mnie najpierw wysluchala, a potem powiedziala, że musi porozmawiać z mężem (on w tym czasie k?pał dzieciaka) i da mi odpowiedź jutro rano. No i dzisiaj przy ?niadaniu powiedziała mi, że będę zaczynała w takim razie o 8.30 (czyli godzine później niż do tej pory), potem będę mieć przerwe od 9.00-11.30 i od 11.30 do 16.00 znowu normalna praca, ale od 16.00 do czasu jej przyj?cia będ? to nadgodziny, za które będ? mi płacili 3 funty za godzine. W skrócie to wygl?da tak:
8.30 - 9.00 praca
9.00 - 11.30 przerwa
11.30 - 16.00 praca
16.00 - 17.30/18.00 praca (nadgodziny)
Chyba spoko, nie? -
Re: Nowe Przygody Caninhy Na Wyspach
Gość > 19-02-2007, 15:53
Bardzo dobrze, ze udalo sie cos wynegocjowac. Jak dla mnie to wyglada ok... Ale ja sie nie znam na warunkach brytyjskich...