-
-
Czy rodzina mnie wykorzystuje?
kasiek88 > 09-10-2012, 15:33
Cześć dziewczyny! Piszę do Was, bo bardzo źle się tu czuję. Jestem w Aberdeen od 3 października i po prostu czuję, że chyba kiedyś stąd ucieknę w nocyCztery lata temu pracowałam jako au-pair w Niemczech (ale bez pośrednictwa agencji) i nieźle podszlifowałam język. Ponieważ niedawno skończyłam studia językowe, pomyślałam, że warto zaraz po obronie pojechać do Wielkiej Brytanii, żeby poprawić swój angielski. Myślałam, że pracując jako au-pair poczekam na dyplom, a potem chciałabym znaleźć pracęu jako Teaching Assistant. Wiecie - jako au-pairki mamy możliwość nauczyć się języka, trochę zarobić i tak wpaść w wir innego, zagranicznego życia. Wszystko byłoby ok, ale...
Rodzina przez internet wydawała się spoko, matka sympatyczna, podobno oboje rodzice bardzo pracowici. Zgodziłam się na opiekę nad 4 dzieci (dwuletnie bliźnięta - chłopiec i dziewczynka, dziewczynka 4 lata i najstarsza 6), bo z opisu wynikało, że nie będzie tak źle. Miałam dostawać 70 funtów tygodniowo, kończyć pracę o 19, kiedy dzieci idą spać i mieć 1 dzień w tygodniu wolny. Tymczasem... Wczoraj to już NAPRAWDĄ myślałam, że padnę. Wstaję o 6.50, żeby zdążyć chociaż umyć twarz rano, ubrać się i założyć soczewki. Niestety nadgorliwy tatusiek budzi swoje dzieci wcześniej, o 7.00 - nie wiem, po co całą 4 od razu, bliźniaki mogłyby przecież jeszcze pospać, są małe i nie muszą iść do szkoły na 9. A poza tym ja mam je budzić o 7.10, jak już sama będę w miarę gotowa. Potem mam pomóc wszystkim dzieciom wykąpać się (czasem ojciec pomoże), przygotować śniadanie (ojciec dziś pomógł, bo nie było czego włożyć do garnka na śniadanie), dopilnować, żeby umyły zęby itp. O 8.55 odprowadzam najstarsze do szkoły i przedszkola, w tym czasie najmłodsze same zostają w domu (strasznie boję się je zostawiać, ale rano jest za mało czasu, żeby ciągnąć ze sobą wszystkie, szczególnie, że szkoła jest dosłownie 3 minuty stąd zresztą rodzice robili tak samo). Potem przychodzę, mam się bawić z maluchami, o 10 dać im posiłek i o 11.15 brać je ze sobą, żeby odebrać średnią z przedszkola. Potem wracamy do domu, mam im wszystkim dać jeść, a potem położyć spać na 2 godziny drzemki. O 14.30 budzę je, daję im znowu jeść i o 14.55 zostawiam same w domu i idę po najstarszą. Wracamy, czekam do 16 i znowu daję im jeść, tym razem obiad wczoraj matka dołożyła mi nowy obowiązek, bo zamierza wracać chyba trochę później... Potem czekamy na rodziców. Gdy przychodzą nie mam wolnego dalej jestem do pomocy i tak, dopóki dzieci nie pójdą spać 19.00, czasem 19.30, może 20.00. Jestem tu dopiero 6 dni, a naprawdę mam dosyćChyba nie wytrzymam, jestem okropnie zmęczona i nie mam nawet czasu iść do Job Centre (musiałabym jechać dość długo jakimś autobusem w nieznanym kierunku) i pozałatwiać swoich spraw, już wiem, że oni nie zamierzają mnie nigdzie rejestrować. Nie jestem już ubezpieczona, bo skończyły się studia. Niechby się coś stało.
Co do wynagrodzenia umawialiśmy się na 70 funtów tygodniowo, zobaczę jutro, ile dadzą. Miało być więcej, jeśli będą ze mnie zadowoleni... A ja już nie mam sił, żeby się uśmiechnąćJest coraz gorzej. Nie zależy mi już na pieniądzach, nie tym kosztem. Dobrze, że chociaż mogę zjeść obiad (sztuczny bo sztuczny, ale zawsze coś), jak matka przyjdzie i delektować się spokojem teraz, gdy leżakują.
Wczoraj... Byłam z dziećmi sama bez pomocy od 7 rano do 21.30 (no jak tak można!!!), bo rodzice aktywnie udzielają się w kościele po pracy, a pracują na pełen etat itp. Matka po pracy wpadła, zabrała dwie najstarsze na basen i przywiozła je po 2 godzinach. W domu nie ma jedzenia (to odrębny wątek, zaraz opiszę), skończyło się pieczywo, mleko, parówki, nie ma czym dzieci karmić. Ale od dzieci ważniejszy był wczoraj dla nich kościół... Może wreszcie dziś skoczą do supermarketu.
Jedzenie. Jak oni się odżywiają? Jak ja mam się tu odżywiać? Świństwami? Na śniadanie płatki z mlekiem, dla maluchów kaszka z proszku. Ja to robię. Przekąska o 10 ciastka i kakao dla maluchów. O 12 zupka chińska dla maluchów, kanapka dla średniej (dziś jadła ciastka bo nie było przecież chleba). Potem o 14.30 dla całej trójki czipsy i słodkie deserki. Na obiad kluchy z zupki chińskiej albo inne przyprawione jakimiś syfiastymi przyprawami. W ogóle nie jedzą warzyw i owoców, którymi ja się głównie żywię w Polsce. Nawet nie nie zapytali, co lubię. Na kolację znowu jakieś kluchy, a dla maluchów papka z proszku. I raz dziennie multiwitaminka (syrop z tesco) i inny syropek z zawartością 100 mg ibuprofenu w 5 ml...
Jestem przeziębiona. Dzieci mnie zaraziły, same też chodzą i kichają, kaszlą i dwa razy miały gorączkę. Ja też miałam w niedzielę, czułam się okropnie. Jestem ateistką, czego oni chyba nie chcą przyjąć do wiadomości. Pierwszego dnia pytali mnie o wiarę, powiedziałam, że nie chodzę do kościoła (nie chciałam używać mocnych słów), ale musiałam uczestniczyć w wieczornej modlitwie. Chcieli mnie koniecznie zaprowadzić do kościoła (są protestantami), powiedziałam, ze chętnie pójdę raz i zobaczę, jak to jest na protestanckiej mszy żeby porównać. Pech chciał, że tego dnia rozłożyło mnie choróbsko i marzyłam wprost o łóżku, a nie o mszach. Wiecie co? Byliśmy w kościele w sumie 4 godziny... Z dzieciakami... Przyjechaliśmy godzinę wcześniej, bo ojciec jest nadgorliwy, potem msza trwała 2 godziny i była beznadziejna popisywał się jakiś baran-pastor ze Stanów i odstawił niezły kabaret. A potem jeszcze godzina po mszy na kawce, ciasteczku i herbatce z innymi wiernymi. Nic ich nie obchodziło, że naprawdę źle się czuję i że ich dzieci pozarażają inne maluchy. Myślałam, że tam wykituję. A po kościele musiałam jeszcze sama pójść do supermarketu i kupić sobie cytrusy (witamina c, przecież nie będę piła tego słodkiego świństwa z tesco!), prawdziwy czosnek (nie sproszkowany), żeby zrobić sobie na noc z mlekiem i herbatkę na gardło. Nawet pieniędzy mi nie dali, dobrze, że miałam swoje. Jedynie ojcu się zrobiło głupio, ale powiedziałam, żebyśmy się rozliczali w środy, żeby minął tydzień. Tak będzie uczciwie.
Ci ludzie niby wydają się sympatyczni, ale raczej przeszkadza im to, że nie chodzę do kościoła bo od niedzieli są jacyś inni wobec mnie. Poza tym mam wrażenie, że obciążają mnie teraz coraz to nowymi obowiązkami, żeby sami mogli mieć święty spokój. A przecież nie będę tak tyrać dla głupich 70 funtów!!! Chcę się rozwijać, a nie mam zupełnie możliwości, chcę poznawać nowych ludzi, znaleźć tu pracę. Przez internet obiecali pomóc, a teraz? I nie odpowiadają mi ci przykościelni, fanatyczni ludzie, z którymi oni chcą mnie zapoznać. Bo sama czuję, że nie umiem się z nimi porozumieć. Nie mam nic przeciwko wierze, ale bez przesady. Żeby 4 godziny siedzieć w kościele i na siłę się uspołeczniać... Nie mam tu wolności, jestem uziemiona.
Kolejna rzecz, która mnie denerwuje. Mam niby swój pokój, ale w moim łóżku, pod moją pościelą codziennie leżakuje średnia w ubraniu, w którym była w przedszkolu. Brzydzę się trochę, wiecie, jak jest w przedszkolach. No i poza tym to jest chyba MÓJ pokój. Szpera w szufladach, rusza moje rzeczy i nie ma przeproś. Nie mam własnego ręcznika. Poprosiłam pierwszego dnia, dostałam kąpielowy, którego teraz i tak używa cała rodzina. Drzwi do mojego pokoju nie zamykają się. Nie posprzątali w pokoju, który mi dali. Nie opróżnili szafki i mam tylko jedną szufladę, podłogi są brudne, zakurzone. Dobrze, że chociaż pościel nowa... Co to ma być, ja się pytam? Mam strasznie długi dzień pracy, nie mogę się rozwijać i nie mam prywatności i jeszcze zamierzają mnie ciągać po kościołach ale już nigdy więcej nie pójdę. I nie zamierzam uczestniczyć w ich modlitwach. Chciałabym znaleźć sobie jakichś znajomych, ale powiedzcie mi kiedy? Jak? Mam wolne tylko niedziele, ale do centrum daleko.
I jeszcze chcą mnie w grudniu zostawić samą z 4 dzieci na 10 dni!!! Niby ma przyjechać jakiś wujek i będzie wpadać ciocia, ale to już chyba lekka przesada. To oni są rodzicami!!! Nie zamierzam tu zostawać do grudnia, zaczynam szukać czegoś poważnego, żeby stąd uciec. Może mogłybyście coś poradzić?
Dziewczyny kochane, poradźcie mi, co mam robić, wytrzymywać to wszystko? Zobaczyć, ile mi zapłacą, uciekać? Szukać pracy? Zarejestrować się w job centre w inny sposób niż osobiście? Strasznie mi smutno, mam wrażenie, że oni mnie wykorzystują z Panem Bogiem na ustach. Może któraś z Was jest w Aberdeen i mogłaby się ze mną spotkać w niedzielę i wesprzeć duchowo? Chciałabym znaleźć pokrewne dusze w tym okropnym mieście. A myślałam, że będzie tak fajniePoradźcie coś -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
angelaa > 09-10-2012, 16:04
szukaj innej rodzinki. i to od razu: au pair world, facebook, gumtree -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
harc > 09-10-2012, 18:15
możesz podpowiedzieć skąd jest rodzinka, bo pasuje mi do jednego opisu -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
kasiek88 > 09-10-2012, 20:21
Rodzina jest z Aberdeen, ale mają korzenie nigeryjskie. Mam nadzieję, że nie nabiorę rasistowskich zapędów przez to wszystko... -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
dusia67 > 09-10-2012, 22:41
No ja to bym uciekla jak najszybciej. Sama mam £70 I mimo ze bez zajmowania sie typowo dziecmi bo juz duze I tylko sprzatanie to I tak robie okolo 20godzin przez clay tydzien. Bez agencji? Sprobuj znalezc w takim razie jakakolwiek rodzine w poblizu, ja bym chyba tak zrobila, ktora bedzie mniej wymagajaca, spytaj o rozklad dnia, uprzedz ewentualnie o religii, spytaj co jedza. Jezeli nowa tez nie bedzie najlepsza to tez bys mogla pozniej zmienic, wazne zeby chociaz troche na razie poprawic, zeby nie zostac u nich pracujac az tyle, mysle ze na odpowiednich stronach, najlepiej przeszukujac kilka naraz, znalezc jakakolwiek, wiekszosc w koncu daje zdecydowanie mniej pracy - £70 to generalnie 20-25 godzin pracy tygodniowo, nie dzienniegorzej ze bez agencji, z tego co zrozumialam... Sama tez sie zastanawialam nawet nad zmiana(mnie nie wykorzystuja, ale chcialam byc choc troche aupair a nie jedynie cleaner) I w razie naglego wypadku gdybym chocby nie miala sie gdzie podziac by mnie mogli przenocowac do czasu znalezienia nowej rodziny...
Jezeli tylko masz mozliwosc to szukaj rodziny w wolnych momentach. -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
kasiek88 > 09-10-2012, 23:02
Dziewczyny, dzięki za odpowiedzi. Jutro dzwonię do pobliskiego urzędu pracy, zapytam o wszystkie formalności, żeby pracować tu legalnie. Zacznę wyrabiać sobie NIN i szukać normalnej pracy, może być sklep, bar, knajpa (już nie chcę być au-pair), a moją tutejszą "rodzinę" powiadomię tylko o ewentualnej potrzebie odwiedzenia urzędu po odbiór NINu/wywiadu - na kilka dni przed, a potem o znalezieniu pracy (mieli mi w tym pomagać...). Nie powinnam mieć problemu ze znalezieniem pokoju lub mieszkania, bo to miasteczko studenckie i są przeróżne oferty. Z tą rodziną zostanę mam nadzieję tylko do listopada, w międzyczasie trochę zarobię i tyle mnie będą widzieli. Na pewno nie chcę zostawać sama z czworgiem dzieci na 10 dni, a do tego z afrykańskim wujkiem, któremu będę musiała pichcić i nadskakiwać, bo to przecież mężczyzna... Poza tym - właśnie - to OBCY mężczyzna, na pewno nie czułabym się komfortowo. Widzę, jaka jest mentalność tych "pobożnych" ludzi. Dziś np. jadłam obiad na stojąco, bo szanowny pan małżonek musiał sobie siedzieć na swoim krzesełku i delektować się afrykańskimi potrawami przez długi czas, po prostu nie mógł odejść od stołu po zjedzeniu. To było poniżające... Ale obiecałam sobie, że wytrzymam. Matka w tym czasie karmiła bliźnięta, ale i ona też musiałaby jeść na stojąco - gdyby jadła.
Obiecywali mi, że będę mogła piec, bo lubię to i ich zapytałam, że będę mogła gotować zupy, wzięłam nawet blender, bo ona prosiła. Lubię czasem coś upichcić i myślałam, że mogłabym zaprezentować coś z naszych polskich smaków. Tymczasem dziś matka zabrała mnie po pracy do supermarketu, żeby kupić składniki na "tę zupę". Trochę ze mnie tam drwiła i bardzo sceptycznie podchodziła do mojego gotowania, bo to przeciez tylko jej domena... Już wiem, że żadnego ciasta nie upiekę, bo na dźwięk "ciasto drożdżowe" skrzywiła się z obrzydzeniem i krótko powiedziała NIE, to samo z ciastem jogurtowym i czekoladowym, bo ona nie lubi. Lubi sponge vanilla cake - oczywiście ze sztucznymi aromatami, których z kolei ja nie używam. Myślałby kto, że taka znawczyni kuchni, wstrętna małpa, dająca dzieciom zupki chińskie. Mailowo obiecywała, że uwielbia gotować i że w domu jest zawsze pełno różnych potraw. Tak, produktów instant, które wystarczy zmieszać z wodą... A mąż dziś nawet kupił foremki do pieczenia... Potem po obiedzie przyniosłam laptopa do kuchni i całej rodzinie pokazałam zdjęcia ciast, że to nie jakieś obrzydlistwo, czy coś. Ona na to, że nie, a ojciec, że ciasto to ciasto i każde jest dobre. Nie, nie będę piekła, bo gotowa mnie znienawidzieć. A po co mi to.
Zobaczymy, co będzie w przyszłym tygodniu - dzieci mają ferie w szkole, więc bedę sama z czworgiem dzieci przez cały dzień - i tak przez dwa tygodnie (o ile nie uda mi się uciec). Wyobrażam sobie... -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
dusia67 > 09-10-2012, 23:15
W takim razie zycze powodzenia w zalatwianiu formalnosci I znalezienia szybko pracy. No I nerwow do tej rodziny, zebys sobie dala rade. Sprobuj sie jednak moze zapoznac z kims z okolicy, zebys miala jakas znajoma aupairke czy cos, bo ja to nie wiem - czy rzeczywiscie rodzina ci z tym pomoze? Bo mozliwe ze beda cie chcieli wykorzystac do samego konca jeszcze ile wlezie, I zeby ci tez pieniadze dali za ostatni tydzien ktory przepracujesz... Tak to bys miala kogos znajomego ktory byc moze w razie czego by pomogl, no ale dobra, nie krakam wiecej...
Trzymam kciuki! -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
harc > 10-10-2012, 0:20
hej...ja właśnie od 2 dni jestem au pair w nigeryjskiej rodzinie (w sumie host dad jest ciągle w Afryce) i jest mama i 2letnie dziecko. Opowiesz wiecej o jedzeniu i traktowaniu? Z jedzeniem to mamy dużo wspólnego, nic w lodówce dla mnie, nigdzie nie mogę znaleźć soli, soków, sera, jogurtów czy CZEGOKOLWIEK do chleba. Żadnych sosów, a w lodówce dziwne żarcie... -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
kasiek88 > 10-10-2012, 15:56
Trzymajcie dziewczyny kciuki, żeby się udało uciec stąd jak najszybciej! Niestety pan tatuś nie był dziś w pracy, więc nie mogłam zadzwonić. Liczę na to, że będzie chciał odebrać najstarszą córkę ze szkoły i wtedy zostawi mnie na jakieś 5-10 minut samą.
O tym, jak mnie traktują... Koniecznie chcieli być tacy "rodzinni" i poznac moich rodziców przez skajpa. Ona powiedziała, że jestem dla nich jak siostra, a on, że jak córka. Heh... Niby sa grzeczni, szczególnie on, bo zawsze powie "dziękuję", nawet, gdy nie ma za co, zawsze "proszę" itp. Ona niby też wszystko spoko, ale jest coraz bardziej sztuczna, a wczoraj w supermarkecie trochę ze mnie drwiła - i zmojego gotowania, bo wczoraj w końcu ugotowałam zupę. Wiecie, takie podchodzenie, patrzenie z wielkim zdziwieniem połączonym z politowaniem - że ja niby z tego wszystkiego zrobię taką prawdziwą, dobrą zupę. Niech się wypcha, bo mężowi bardzo smakuje i 3/4 dzieciom też. Potrafi też zapytać mnie, co jadłam danego dnia. Zazwyczaj nie zapamiętuję, co jem, więc trochę trwa, zanim sobie przypomnę, a ta w tym momencie zachowuje się jak gestapo, patrzy, jakbym ściemniała - z niedowierzaniem, niby dla żartów robi groźną minę, że praktycznie nic nei zjadłam itp. Wkurza mnie to, bo jestem dorosła i chyba sama mam prawo decydować, co jem. Nie chodzi o to, że mi żałuje, bo cjhyba wręcz przeciwnie, ale zachowuje się denerwująco. Nie traktuje mnie jak odrębnej, dorosłej osoby, tylko jakbym była zrośnięta z ich rodziną, a jednocześnie małą dziewczynką. Dziś jej powiem, żeby wreszcie przestała mnie przesłuchiwać. Chyba byłam do tej pory zbyt grzeczna.
Ponadto tatusiek dziś rozmawiał ze swoją mamusią (ach, cóż za rodzinni ludzie) i powiedział, że jest u nich au-pair, potem "prawie 100 funtów tygodniowo" (zobaczymy, ile dziś dostanę) i że z nimi zostanę (pewnie chodziło o grudzień, kiedy wyjadą). A właśnie, co do grudnia. Chca mnie zostawić na jakiś czas samą z jakimś afrykańskim wujkiem z 4 dzieci - powiedzieli mi, że na 10 dni. Otóż dziś przy sniadaniu dwie starsze córki powiedziały, że nie na 10, ale na 20! W sensie na święta. Oooooo, ich niedoczekanie. Do tej pory już mnei tu nie będzie, o czym oczywiście nie zamierzam informować nikogo. Poza tym, czy zapytał mnie ktoś, czy będę chciała zostać sama z jakimś obcym wujkiem? Nawet za 500 funtów nie. Jeśli to prawda, co dziewczynki powiedziały, to czy ci pobożni ludzie chcieli mnie okłamać?
Jedzenie. Wszystko sztuczne, zalewasz wodą i masz gotowe. Wszystko koszmarnie pikantne, ale nie od prawdziwych przypraw, tylko jakichś obrzydliwych proszków. Zupełnie nie dla mnie. Nie ma się co dziwić, że rak jest coraz większym problemem... Wczoraj matka kupiła łaskawie trochę małych jabłek (pewnie z przeceny, nie zwróciłam uwagi) i kilka mandarynek - dałam dziś dzieciom. Moja zupa. Makaron, zupki chińskie. Pieczywo tostowe i bułki jak z McDonalda, chociaż na półkach obok było normalne pieczywo w podobnej cenie. Pełno ciastek. Mleko. Jams i banany smażone we frytkownicy na jakimś bardzo starym, niewymienianym pewnie nigdy czarnym tłuszczu. Fuj. Czy ta kretynka nie wie, że to rakotwórcze??? Ale nie chcę się tak wymądrzać na temat jedzenia, tylko jak mnie zapyta, bo potem sobie drwi, że nie piję świńskich napojów np. Że niby jak można przeżyć na samej wodzie, kawie, herbacie czy bawarce. Nie wybrzydzam, jak jest obiad, to jem, co mi da, ale sama nie biorę niektórych rzeczy, jeśli nei muszę. Niech tylko zauważy, to zacyzna się "niedowiarkowanie". Ech, mam dość. Czemu on dziś nie pracujeee......
Harc, mam nadzieję, że Ty trafisz na lepszych ludzi! -
Re: Czy rodzina mnie wykorzystuje?
harc > 10-10-2012, 21:43
jestem tu 3 dzień, u mnie to mam na razie host mum, bo host dad jeszcze siedzi sobie w Nigerii, zajmuje się maluszkiem 2letnim i uwierz mi nie jest tu źle. W domu ciepło! A ja zmarzlak jestem, pracuje od 6.30 do 8 (czyli budze małego, myje, karmie,ubieram, bawie się i do przedszkola podrzucam) potem wracam i sprzatam, czasami pare godz i mam wolne do 17.30
potem odbieram małego do jej przyjazdu czyli do 18-19. I czasami go myje i kłade itp.
Mam 2 kartki A4 jaki jest rozkład dnia małego ze szczegółami i kolejne 2 obowiazków. Na razie nie podoba mi się:
1) że muszę podnosić jej brudną bieliznę z podłogi! Wszedzie ją rzuca.
2) ona jest perfekcjonistką więc chce perfekcyjnie, dziś mi zwróciła uwagę, że pokaze mi jak ona chce aby pracować (nie powiem prasowałam już 2 dzień i starałam się bardzooooooo)
3) każde mi wracać o 22, w tym czasie kłądzie się o 21 i boje się iść do łazienki się umyć bo obudze i ją i małęgo - mają drzwi uchylone (pokój obok łazienki)
4) nie ma nic w lodówce co mogę zjeść, tak jak powiedziałaś same ostrze rzeczy a mały wcina papki albo spaghetti z puszki. Nic do kanapek, chleb leży odkąd przyjechałam więc ma z 4 dni, aż boje się go dotknąć. Jak zrobiłam sobie omleta to z jakąś mąką co ma ryż , bo innej nie było. Takie to było ochydne w smaku, że wyrzuciłam. Wiem, musze pogadać, ale czuje że nie teraz! Znalazłam 3 ziemniaki, więć jutrzejszy dzień przeżyjea w weekend z ukochanym więc się najem
Dodam, że mam mały plan w głowie i jak się ułoży to bedzie cudnie, zarabiam 90 funtów więc wytrzymam i zostaje tu
i jeszcze mam łóżko wielkie, na 2 osoby