-
-
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 02-11-2011, 17:57
Wiecie, dla mnie idealne byłby 3 lub 4latki chodzące do przedszkola- czyli, że mam w ciągu dnia chwilę wolnego i mam słodkie dzieciaki, które nie będą zbuntowanymi nastolatkami. Tak naprawdę to nie ma żadnej reguły- bez względu na wiek, może być dobrze, albo źle.
A na razie u mnie cisza. Odezwałam się do pierwszej rodziny i zostałam zbyta. Czekam na kolejny match, ale ostatnio głucho- nikt mnie już nie chce.
Oczubek, a jak u ciebie? Ruszyło się? -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
hellomaurice > 02-11-2011, 18:05
Hmm właśnie jedyny przedział wiekowy, do którego jestem trochę negatywnie nastawiona, to dzieci od drugiego do czwartego roku życia: bunt dwulatka (koszmar), dzieciaki są jeszcze często bardzo niesamodzielne (czyli wciąż babranie się w pieluchach, pchanie wózków i tak dalej), ale już potrafią być naprawdę wredne. Ale jak wyżej: wszystko zależy od dziecka... Nie wiem też, czy zdecydowałabym się na maluszka do 4-5 miesięcy, mam wrażenie, że to za duża odpowiedzialność dla niewykształconej i niedoświadczonej dziewczyny.
Opiekuję się teraz 16-miesięcznym chłopcem i też nie zamieniłabym go na żadne starsze dziecko, absolutnie!
@gatta: trzymam kciuki, będę śledzić wątek! -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
oczubek > 07-11-2011, 14:56
Hej, gatta! Jak tam poszukiwania rodziny? Odezwała się jakaś nowa? -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 07-11-2011, 22:13
Cisza jak makiem zasiał. Nikt się do mnie nie odzywa. (Nie)szczęśliwie chwilowo nie mam czasu o tym myśleć, ale za tydzień powinnam skończyć pisać moją pracę, wtedy pewnie się zacznę martwić. -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 08-11-2011, 16:17
O rany! Co jest nie tak z tymi Amerykanami? Skąd w nich to pragnienie wiecznego rozmnażania? Co się stało ze starym dobrym "jedno dziecko wystarczy"? Żartuję sobie oczywiście, ale kurcze, no, dostałam mejla z NJ. 3 chłopaków na stanie, pani host matka w ciąży. Nawet nie chce mi się z nimi gadać. W dodatku ona pracuje tylko 2 do 3 dni w tygodniu. Resztę czasu spędza w domu. Chyba sobie odpuszczę rozmowę z nimi. Czemu Ross i Rachel nie szukają au pair? Ile Emma ma teraz lat? 9? :wink: -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 09-11-2011, 16:22
Rozmowa z 4 host rodziną zakończona. Krótko, bo u nich dzień się dopiero zaczął, a wiadomo, jak to o poranku bywa. Hmmm, nie jest łatwo. Tzn, grafik wygląda bardzo fajnie, ale mam przeczucie, że dzieci są bardzo "wymagające". Pierwsze 5 minut naszej rozmowy hostka uspokajała najmłodszego, bo biegał w koło, krzyczał i ją zaczepiał. Poza tym w mejlach i na żywo podkreślała, że u nich w domu jest zawsze głośno itp. Generalnie nie widzę w tym nic dziwnego przy 3 dzieci, ale nie wiem jak to będzie wyglądało, jak jeszcze urodzi się czwarte (w czerwcu albo lipcu, nie pamiętam). Hostka nie wie jeszcze jakie będzie miała wobec mnie oczekiwania odnośnie malucha. Twierdzi, że to ona będzie się nim głównie zajmować, ale wiecie jak to jest. No i to, że ona jednak większość czasu spędza w domu. Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Dostałam też rano mejla od kolejnej hostki- samotna matka w ciąży z bliźniakami. Jakbym szukała partnerki życiowej, pewnie bym się nią mocno zainteresowała :wink:, bo mamy te same zainteresowania i w ogóle, bardzo podobny styl życia prowadzimy. No ale to są noworodki. Podwójne. Ja nie jestem pewna czy dam sobie radę z jednym pieluchowcem, a co dopiero z 2. Więc od razu jej podziękowałam.
Powoli zaczynam myśleć, że każda kolejna rodzina będzie gorsza. Kurcze, no. Chciałabym już znaleźć TĄ familię i mieć spokój.
Poza tym jutro idę oddać promotorowi moją (oczywiście nieskończoną) pracę. Czy wam też się taaaaaaak baaaaaaardzo nie chciało pisać waszych prac dyplomowych? Masakra, wiem, że jak przysiądę i to skończę, będę miała w końcu święty spokój, ale to nie działa. Żadne racjonalne argumenty do mnie nie docierają. Nie chce mi się i już. Ciężki przypadek jestem, no. Powinnam się wziąć za swoje wychowanie, zanim dostanę w swoje ręce amerykańskie dzieci :wink: -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 12-11-2011, 18:29
Kolejna rozmowa za mną. I pierwszy raz czuję, że to mogłoby być to. Świadoma praw i obowiązków wynikających z mieszkania z obcymi ludźmi, nie nastawiam się na rok jak z bajki, ale myślę, że mogłabym z nimi wytrzymać. Otóż mieszkają w Edgewater, NJ, jak twierdzą, 15 min promem do Manhattanu. Mają jednego przeuroczego synka- B urodził się we wrześniu, jest zatem maluszkiem,opieką nad którym się wzbraniałam. Jednak B jest w liczbie pojedynczej, a myślę, że opieka nad jednym dzieckiem, bez względu na wiek, jest przyjemniejsza/łatwiejsza, niż nad trójką, nawet starszą. Hości wydają się być sympatyczni, oboje pracują w NY, on 5 dni w tygodniu, ona 3 + 1 w domu. Ja miałabym pracować od 8 do 18. Miałabym swoje własne piętro, samochód do dyspozycji, jedyną godziną policyjną byłby mój rozsądek. Raz w miesiącu chcieliby wyjść gdzieś we dwoje, więc mam babysitting.
Jedyne ale to to, że chcą au pair 27.12. Dla mnie to nie jest wielki problem, martwię się jedynie, czy udałoby mi się wszystko załatwić i czy biuro organizuje w tym czasie orientation.
Ktokolwiek czyta proszony jest o mocne trzymanie kciuków, bo bardzo mi na nich zależy! -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
oczubek > 12-11-2011, 19:14
Gratulacje! Ja bym się nie zdecydowała na takiego malucha, ale najważniejsze, że Tobie się to podoba i rodzina wydaje się super. Tak więc trzymam kciuki!
Napisałaś, że pracowałabyś od 8 do 18 - pięć dni w tygodniu czy może cztery? Super sprawa z tym własnym piętrem, samochodem no i NY blisko! -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 13-11-2011, 11:26
Eh, narazie to trzeba wysylac do NJ mysli: "wybierzcie gatte" a dopiero potem gratulowacCo do tych godzin pracy, to prawdę mówiąc nie zapytalam. Ale skoro ona pracuje 4 dni w tygodniu to myśle, ze ja po 4 dniach po 10 godz piątego będę pracować tylko 5 godz. Ale muszę ich jeszcze o to dopytac. -
Re: Jesteśmy w Ameryce!
gatta > 21-11-2011, 0:05
Kolejny duży krok z mną. W czwartek podczas drugiej rozmowy z rodziną z maluszkiem dowiedziałam się, że- poza mną- biorą pod uwagę dwie inne dziewczyny i że potrzebują jeszcze kilku dni do namysłu. Obiecali odezwać się w weekend. Całą sobotę nerwowo sprawdzałam pocztę- szczęśliwie dorwałam fajną książkę, więc oczekiwanie było jakby ciut przyjemniejsze) i w końcu o 1:30 przyszedł mejl, że chcą porozmawiać w niedzielę o 5 mojego czasu. O 16.55 tak mi drżały ręce, że ledwo pomalowałam paznokcie. O 17:05 wciąż nie dzwonili- wyobrażacie sobie, że każda minuta spóźnienia w takim momencie jest stresująca. W końcu jest! Ale mnie nie słyszą. To biorę drugą kamerę (tak właśnie-kamerę) i już mnie słyszą, ale nie widzą Znowu się zatem rozłączamy. Dzwonię 3 raz. Już miałam zamiar iść po drugi komputer, ale się udało- widzą i słyszą. Tylko ta cholerna kamera wciąż mi spada z monitora! Zdenerwowanie sięga zenitu, ale udaję, że cała sytuacja jest zabawna. W końcu po standardowych co słychać, o! u ciebie już ciemno, a my dopiero wstaliśmy, bo jesteśmy w Kalifornii, padło długo oczekiwana zdanie "czy chciałabyś być naszą au pair?" omal nie podskoczyłam z radości. Czułam, że tak to się skończy, ale nie sądziłam, że aż tak się ucieszę. Poprosili o mój adres domowy, bo chcą mi coś wysłać. Nie wiem co, bo z radości niewiele do mnie docierało. Ale to chyba biuro mi wysyła wszelkie dokumenty, nie hości, prawda? Poza tym chcieliby żebyśmy w każdy weekend ze sobą rozmawiali, musimy ustalić co mają dokupić dla mnie i takie tam.
Przede mną jeszcze dwa poważne kroki- wiza i obrona pacy magisterskiej. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Musi. Nie ma innego wyjścia. 27 grudnia lecę do NY.